Dzień 1. Pożegnanie z kawą

Dzień 1. Faza 1. (poniedziałek)

Śniadanie: pół szklanki płatków owsianych górskich + pół szklanki duszonego jabłka + cynamon
II śniadanie: mango
Obiad: kurczak z kapsutą a la bigos, brokuły (cała mrożonka) gotowane, jabłko
Podwieczorek: 3 mandarynki
Kolacja:sałatka z tuńczyka i rukoli z sosem ze zmiksowanego ogórka, czosnku, octu balsamicznego, musztardy i stewii (bardzo dobra), kromka chleba esseńskiego
Oraz: 2 litry wody, 3 herbaty miętowe, 2 kawy zbożowe

Śniadanie (pół szklanki płatków owsianych + pół szklanki duszonego jabłka) uważam za dość mikroskopijne.  Jednak nie ono było przez większość dnia największym problemem (choć nie powiem, żebym czuła się najedzona). Problemem były objawy odstawienia od kofeiny. Dotychczas wypijałam kilka kaw dziennie, przy czym pierwszą jeszcze przed śniadaniem –  wiem, bardzo zły zwyczaj, ale to był dla mnie tak fajny rytuał, że nie byłam w stanie z nim zerwać. Jednak już do niego nie wrócę – kawa na czczo to killer dla metabolizmu, jak wynika z wyjaśnień H. Pomroy. Może zastąpię ją kawą zbożową, która jest niegroźna, ale to oczywiście po zakończeniu diety. Teraz obowiązuje śniadanie zjedzone maksymalnie 30 min. po obudzeniu się.

1W godzinach porannych czułam totalną dekoncentrację, lekką senność i ogólne oszołomienie. Po południu do objawów dołączyła mega senność i ból głowy. Pod względem samopoczucia nie był to udany dzień. Poprawa nastąpiła dopiero ok. 19-ej.

Jeśli chodzi o posiłki, to z wyjątkiem śniadania uważam posiłki za sycące. Nie bardzo rozumiem sens tego, żeby śniadanie było najlżejszym posiłkiem w ciągu dnia. Powinno być raczej odwrotnie. Prawdopodobnie jutro na własną odpowiedzialność zwiększę porcję śniadaniową, bo nie bardzo widzę sens głodzenia się w celu poprawy metabolizmu.

Na domiar złego przez całe to poranne zamieszanie (pakowanie pojemników z jedzeniem na cały dzień to skomplikowana operacja) zapomniałam się zważyć, żeby zobaczyć jaka jest waga startowa. Sprawdzę jutro.