Dzień 9. Dieta działa
Dzień 9. Faza 1. diety przyspieszającej metabolizm
Śniadanie: pół szklanki płatków owsianych, małe jabłko, odrobina stewii, cynamon
II śniadanie: 3 mandarynki i 2 godziny poźniej pół patata (głód doskwierał)
Obiad: kapusta z kurczakiem, pomarańcza
Podwieczorek: gruszka, duża papryka (ze względu na planowane opóźnienie pory kolacji)
Kolacja: sałatka z rukoli, szpinaku, pół szklanki fasoli czerwonej, octu balsamicznego i świeżo zmielonego pieprzu
Oraz: 2,3 litry wody, 3 kawy zbożowe
Wysiłek fizyczny: bieganie
To przestaje być zabawne, znów obudziłam się o 5.30 bez szans na dalsze zaśnięcie. 5,5 godziny snu jak na dzień wypełniony pracą, obowiązkami po pracy i zakończony bieganiem to jednak trochę mało. Jednak jest też akcent pozytywny – waga pokazała 60 dkg mniej niż wczoraj. Czyżby to budzenie się faktycznie spowodowane było rozhulanym metabolizmem i jakimiś nadwyżkami energii? Cieszę się, że chudnę, ale lubię też spać 🙂
Stwierdzam też, że całkowicie najadam się porcją śniadaniową dozwoloną w diecie, a która jeszcze tydzień temu wydawała się mikroskopijna. To chyba efekt przestawienia się na częstsze jadanie małych porcji.
Dziś rozpoczęłam hiszpański po przerwie semestralnej, a że wypada on w ustalonej porze kolacji, dodałam do podwieczorku duże warzywo, a kolację przesunęłam na późniejszą – kiedy uda mi się dotrzeć do domu. I tak będę raczej robić 2 razy w tygodniu.
Jeśli chodzi o bieganie, widzę, że w porównaniu z poprzednim tygodniem bardzo podniosła mi się forma. Teraz biega cała Polska, ja też pasjami, w zimie prawdę powiedziawszy nie chciało mi się, mimo posiadania odpowiedniej odzieży – perspektywa wyjścia na śnieg, mróz i zawieruchę zupełnie do mnie przemawiała. Choć bieganie jest fajne i zdrowe, to jednak muszę się przyznać, że odrobinę się przy tym nudzę (biegam bez słuchawek, bo odkąd mam dzieci lubię… ciszę). Coś mi jednak podpowiada, że warto bardziej wkręcić się w bieganie i robić to systematycznie.