Jak rzucić kawę? A przede wszystkim – po co?

Sama nie wierzę, że piszę ten tekst, ja – wielka miłośniczka kawy, pijąca ją do niedawna hektolitrami, stała bywalczyni Starbucksów i innych tego typu przybytków. Jakby tego było mało, miałam też wieloletni, zabójczy dla metabolizmu zwyczaj picia kawy na czczo zaraz po obudzeniu się.

Jednak prawda jest okrutna – kto chce przejść na dietę przyspieszającą metabolizm, powinien na czas odchudzania powstrzymać się od przyjmowania kofeiny (oraz herbaty czarnej i zielonej – zawierają teinę, jak również kawy bezkofeinowej, która jakąś tam ilość kofeiny jednak zawiera).

Dlaczego?
Kofeina podrażnia nadnercza, które spełniają ważną w rolę w procesie przemiany materii i spalania tłuszczu. Nadnercza:

  • przyczyniają się do regulowania poziomu cukru we krwi,
  • pomagają  utrzymać stały poziom kortyzolu (hormonu stresu),
  • wpływają na poziom aldosteronu, który kontroluje metabolizm mięśni i reguluje magazynowanie tłuszczów oraz rozwój mięśni.

Osoba, która pije kawę kilka razy dziennie prawdopodobnie jest uzależniona od kofeiny. Z takim uzależnieniem można żyć, o ile kawę pijemy, kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, gdy całkowicie ją odstawimy. Najczęstsze objawy odstawienia to ból głowy, zmęczenie, senność, drażliwość, problemy z koncentracją. Dobra wiadomość jest taka, że te nieprzyjemne symptomy mijają po 3-4 dniach. Jak ręką odjął.

Nie polecam odstawienia kawy z dnia na dzień! Sama tak zrobiłam i było to średnio przyjemne przeżycie. Pierwszego dnia (był to oczywiście 1. dzień diety) czułam się niesamowicie rozbita psychiczne i niezdolna do skoncentrowania się nawet na 5 sekund. Po południu doszedł ból głowy i ogromna senność (wiele bym dała za to, żeby móc położyć się choć na chwilę – niestety, byłam w pracy). Przysięgam – miałam ochotę rzucić dietę ze skutkiem natychmiastowym. Ale jak się założyło domenę, zaczęło pisać bloga, zdobyło pierwsze czytelniczki… Nie wypadało tak łatwo się poddać.

Następnego dnia było trochę lepiej, kolejnego jeszcze lepiej, aż 4 dnia objawy nagle ustąpiły.
Czary 🙂 To co działo się dalej – zaskoczyło mnie. Mój organizm odkrył w sobie ogromne pokłady energii. Zniknęło uczucie ciągłego zmęczenia, które utrudniało mi życie od wielu miesięcy. Zaczęłam budzić się wcześnie rano (akurat z tego powodu nie jestem zbyt szczęśliwa) i już po chwili czułam się, jak po mocnym espresso. I tak do wieczora. Mnóstwo energii, świetne samopoczucie. Nigdy nie przypuszczałabym, że tak podniesie się jakość mojego życia po odstawieniu kawy (choć i inne czynniki związanie ze stosowaniem diety na pewno mają tutaj wpływ). A dodam, że dziedzicznie mam bardzo niskie ciśnienie.

A oto kilka porad dla odstawiających kawę (ze strony H. Pomroy i moich doświadczeń):

1. Kawę odstawiaj stopniowo.
2. Pij dużo wody.
3. Dużo wypoczywaj i śpij. Jeśli to możliwe, zaplanuj dzień odstawienia kawy na czas wolny.
4. Jedz dobre węglowodany (brązowy ryż, komosę ryżową, płatki owsiane).
5. Dodawaj cynamon do posiłków, zwłaszcza do śniadania.
6. Przyjmuj preparaty z ginko biloba – pomogą w bólach głowy.
7. Zastąp rytuał picia kawy innym rytuałem – zaparz np. dobrą herbatę ziołową, wypij w towarzystwie dobrej książki czy ulubionej muzyki.
8. Możesz pić kawę zbożową (Anatol, Inka). Mało tego – w fazie 1. możesz dolać do niej mleko ryżowe, a w fazie 3. – mleko migdałowe  lub kokosowe (bez problemu dostępne w ekosklepach). Zalecana ilość: 1/4 szklanki na posiłek.

A teraz zasadnicze pytanie – czy zamierzam odstawić kawę na zawsze? Nie!

H. Pomroy zachęca do całkowitego odstawienia kofeiny, używa także argumentu finansowego – ciągłe kupowanie kawy kosztuje (zdaje się, że Amerykanie piją kawę przede wszystkim poza domem). A jeśli ktoś już musi, to jej zdaniem może od czasu do czasu napić się kawy bezkofeinowej – uwaga – ekologicznej.

Ja jednak kawy nie zamierzam porzucić. Ograniczę jej ilość do 1-2 dziennie – to na pewno.
Ale żeby tak na stałe zrezygnować – nie ma opcji. Uwielbiam smak i aromat kawy, związany z nią rytuał, moment chwilowego oderwania do codzienności. Poza tym nie wyobrażam sobie, żeby będąc w Hiszpanii nie zajrzeć do którejś z malutkich kawiarenek, jakich jest po kilka na każdej ulicy i nie zamówić café con leche czy café cortado. Jakieś priorytety jeszcze w życiu obowiązują 😉

DODANE: Jestem po zakończeniu diety. Do kawy naturalnej mnie nie ciągnie, w kawiarni zamawiam bezkofeinową. Najczęściej piję Inkę, do której dosypuję sobie 1/3 łyżeczki neski do smaku. Czasem pewnie skuszę się na normalną kawę, ale już nie zamierzam pić po kilka dziennie.