Przerwa w diecie nr 2
Minionego tygodnia postanowiłam nie zaliczać do diety i potraktować jako przerwę, ponieważ dwukrotnie ją złamałam (w tym raz był zaplanowany). Oznaczam go więc jako przerwę w diecie, choć tak naprawdę cały tydzień był przepisowy, nie licząc dwóch posiłków. Jednak nie była to stricte dieta i tygodnie diety zacznę znów liczyć, kiedy wrócę do ścisłego przestrzegania zasad (czeka mnie jeszcze jedno odstępstwo). Nie chcę wprowadzać w błąd osób, które będą patrzeć na wynik końcowy (ile kilogramów mniej w ile tygodni), bo gdybym nie robiła przerw – wymuszonych przez życie – już dawno osiągnęłabym swój cel. Mimo to i tak go osiągnę 🙂
Niestety, każde odstępstwo (i nie była to bynajmniej 4. faza diety przyspieszającej metabolizm) skutkuje natychmiastowym skokiem wagi w górę. Ale – co ciekawe – natychmiast po powrocie do diety, momentalnie leci w dół, wracając do poprzedniego poziomu. Przekonałam się o tym już podczas przerwy nr 1, kiedy to już po 3 dniach dniach powrotu do diety, waga spadła o 1,5 kg.
Zresztą już dziś wróciłam do wagi sprzed tygodnia, a nawet ją przebiłam o 20 dkg, czyli mimo dietetycznych występków jestem i tak 20 dkg do przodu. Jestem bardzo ciekawa, czy na innych dietach też tak to działa. Jeśli czytają to osoby, które będąc na innych dietach łamały zasady – bardzo proszę o wpis w komentarzach, czy również łatwo zrzucały wagę nadrobioną na skutek „grzeszków”.
Jeśli na diecie przyspieszającej metabolizm zawsze będzie to tak działać, nie mam nic przeciwko, bo po zakończeniu diety będę ją powtarzać przez tydzień w miesiącu i jeśli udałoby się w ten sposób utrzymać stałą wagę, byłoby super. Inna sprawa, że świeżo osiągniętą wagę trzeba ustabilizować, a nie rzucać się od razu na głęboką wodę.
Przeżyłam też w tym tygodniu ciekawy moment, który przeżywa chyba każda osoba pozostająca przez jakiś czas na diecie. Zacznę może od tego, że w czasie odchudzania z dietą przyspieszającą metabolizm nie mam ochoty na rzeczy, których… nie widzę. Zachcianki w zasadzie nie pojawiają się. Gorzej gdy wchodzę do sali, gdzie mam odbyć całodniowe spotkanie służbowe i przed moimi oczami rozpościera się pięknie zastawiony stół z kilkunastoma różnymi daniami śniadaniowymi i przekąskami oraz dodatkami do nich (celowo nie wymieniam jakimi, bo być może czytają to osoby będące w tym momencie na diecie). To jest ten moment, kiedy masz ochotę zapomnieć o diecie i rzucić się na jedzenie, tym bardziej, że wszyscy obecni jedzą ze smakiem głośno zachwalając spożywanie potrawy. Na szczęście nie poległam, ale żeby już całkiem nie popaść we frustrację, wybrałam sobie coś z suto zastawionego stołu jako deser po przyniesionym z domu obiedzie zgodnym z dietą. Decyzję ułatwił mi fakt, że ze 2 dni miałam zaplanowane odstępstwo, a więc jedno mniej czy jedno więcej…
Tak jak wspomniałam, w nadchodzącym tygodniu również planuję złamanie diety (jeden posiłek w normalnym dniu diety), bo znów jest okazja dla mnie bardzo ważna, można powiedzieć wyjątkowa. Ale potem – powrót do ścisłej diety aż do pełnego osiągnięcia celu.
I jeszcze odkrycie dotyczące produktów dozwolonych na diecie – okazuje się, że makaron z brązowego ryżu, który wydawał mi kolejnym amerykańskim wynalazkiem bez problemu można dostać w supermarkecie. Kupiłam go w Carrefourze, na stoisku z żywnością świata, gdzie leżał wśród innych produktów azjatyckich. Firma Tao Tao. Można go jeść w 1. fazie, a dozwolona porcja to pół szklanki gotowego.